Przez zasnutą
mrokiem sale sądową szedł wysoki mężczyzna. Kroki stawiał on szeroko i na tyle
zamaszyście, że w mgnieniu oka znalazł się na przygotowanym dla niego za wczasy
miejscu świadka. Z malującym się na twarzy skupieniem wysłuchał słów sędziego,
po czym sięgnął do swej kruczo-czarnej aktówki i zręcznym ruchem wyciągnął z
niej oprawioną w koszulkę luźną kartkę. Długie palce zacisnęły się na niej
mocno. Oto dzierżył berło. Klucz prowadzący do sedna sprawy.
Mężczyzna ten był lekarzem. Lekarzem nie byle
jakim, najlepszym w swym fachu. Jego pokerowa zazwyczaj twarz nabrała teraz
wyrazu głębokiego smutku. Musiał dokonać rzeczy, za którą nigdy nie przepadał.
Musiał odczytać wyniki badań osoby poszkodowanej. Poprawił więc swój elegancki,
czarny krawat, odchrząknął głośno i zaczął czytać, słowo po słowie, linijka po
linijce.
-ANALIZA SĄDOWO-MEDYCZNA OBRAŻEŃ OFIARY. - Wypowiadane donośnie
słowa wypełniały pomieszczenie odbijając się echem od odrapanych ścian. -
Dnia trzydziestego marca bieżącego roku biegli sądowi stwierdzili, że na skutek
umyślnych działań oskarżonego ofiara stała się całkowicie niepoczytalna i
niezdolna do samodzielnego funkcjonowania. Serce ofiary w wielu miejscach nosi
ślady okaleczeń i nieustannie krwawi. Krwawienie jest bardzo silne, a strumień
krwi na tyle potężny, że zatamowanie go graniczy z cudem. Ponadto mózg
poszkodowanej przeciążony jest od nawału myśli o oskarżonym. O jego pięknych
niebieskich oczach i jasnych włosach. O jego słodkim uśmiechu i dużych
dłoniach. O jego uroczym sposobie bycia. Biegli uznali, że zadane ofierze rany
prowadzą do stałego uszczerbku na zdrowiu zarówno fizycznym, jak i psychicznym,
za co oskarżonemu grozi od roku do dziesięciu lat pozbawienia wolności.
Lekarz skończył mówić. Wpakował kartkę z
powrotem do teczki, odetchnął z ulgą, skłonił się lekko sędziemu i z godnością
opuścił salę sądową.
Wskazówki zegara wlokły się niemiłosiernie. Rozprawa powoli dobiegała
końca. Wzrok wszystkich skupiał się w tym momencie na sędzi, on sam zaś
uporczywie nad czymś rozmyślał. Po chwili poprawił się na krześle, wyprostował
i odetchnął głęboko, jakby niepewny do końca podjętej przed sekundą decyzji.
Jego oczy skierowały się w stronę oskarżonego, a wyraz ich był tak przeraźliwy,
że ludzie obecni na sali wstrzymali oddech.
-Winny. - Stwierdził chłodno. -Winny
rozkochania w sobie pokrzywdzonej. Winny zatrucia jej umysłu swoją osobą. Winny
złamania jej serca. Winny zadania jej bólu i cierpienia. Sąd postanawia skazać
go na wieczne cierpienie. Niech się smaży w piekle frajer jeden!
Super! :)
OdpowiedzUsuń